Nie ma też wielu obiecanych cudów na kiju. Nie ma też niskich cen za odbiór odpadów, ba przez pół roku nie udało się nawet sensownie przeprowadzić przetargu. Wygląda na to, że po utracie sojuszniczki w powiecie, posadą za zawiedzione makiaweliczne aspiracje burmistrza ma zapłacić szefowa OKM.
Czym naraziła się Sylwia Szydłowska-Małecka? Radna powiatowa zagłosowała za odwołaniem miłej burmistrzowskiemu sercu Doroty Folmer. Teraz, zapewne, odwołanie kierowniczki OKM ma nakarmić satysfakcją najbardziej zagorzałych fanów Wojciecha Piskozuba. Bo na jak długo może wystarczyć ułuda konsultacji, które tak naprawdę w żaden sposób na burmistrzowską politykę wpłynąć nie mogą. Zresztą, czy ktoś spytał mieszkańców czy chcą się komunikować z urzędem za pomocą rozrastającej się hydry działu komunikacji i wszystkiego najlepszego (może to lepsza nazwa?). Podobnie nikogo nie pytano o faktyczną likwidację milickiej siatkówki.
Teraz pod nóż trafia milicka kultura, prężna, innowacyjna i doceniana nie tylko tu.
Sylwii Szydlowskiej burmistrz Piskozub złożył coś w rodzaju propozycji nie do odrzucenia. Ma odejść, bo burmistrzowi się nie podoba. Gdy władza lat 2015-23 brała się za systematyczny demontaż państwa na jeden z pierwszych celów obrała kulturę. Doceńmy zatem, że burmistrz Piskozub wytrzymał bez ataku na kulturę okrągły rok.
Sylwia Szydłowska – Małecka dobrowolnie odejść nie zamierza. Spodziewać się zatem można kolejnej serii urzędowych szykan. Z tego co można wyczytać na facebookowym profilu wciąż kierowniczki, repertuar jest bogaty i z tendencją rozwojową. To zresztą jedyny rozwój z jakim Milicz w ostatnim roku ma do czynienia.
