Żadna część polityki karnej nie rozchodzi się tak bardzo z nauką jak walka z narkotykami. Łatwo bowiem każdego posiadacza woreczka z marihuaną wepchnąć do szufladki „Ćpun, z którym i o którym nie warto rozmawiać”.
Może jednak spróbować? Może zamiast uganiać się za posiadaczami torebki z suszem poszukać tych, którzy owym suszem na wielką skalę handlują? Może zastanowić się czy rzeczywiście parę gramów trawki to takie straszne zagrożenie dla porządku publicznego i norm moralnych? Zwłaszcza, że wciąż od wielu lat nasze państwo nie umie sobie poradzić z plagą dopalaczy. Dopalacze bowiem, drodzy państwo, to makabra prawdziwa. Bo o ile zatrucie „tradycyjnym” narkotykiem jest dla lekarzy sprawą rozpoznaną i łatwą do ogarnięcia, to już dopalacz jest dla nich terra incognita. Często bowiem nie wie się co zatrucie spowodowało i jak znaleźć na to antidotum. Ileż to razy słyszy się i czyta o trudnych do powstrzymania szaleńcach, demolujących oddziały szpitalne i napadających na ich personel. To nie są ofiary haszyszu czy marihuany bynajmniej.
Dlatego wcale nie potępiałbym tych czytelników naszego portalu, z niedowierzaniem komentujących „sukces” milickich policjantów, którzy dopadli z torebką suszu mieszkańca Krośnic. Policjanci stosują jednak prawo, to ich obowiązek i to nie oni decydują o tym czy kilka gramów „trawki” jest czy nie jest zagrożeniem dla porządku publicznego.
My jednak, chcąc, by nasze państwo było nie tylko sprawiedliwe ale i rozsądne możemy się na chwilę zatrzymać i zapytać polityków czy zamierzają się w jakikolwiek sposób z tą sprawą zmierzyć.
Chętnie porównujemy się do Stanów Zjednoczonych, kilka Stanów zalegalizowało te lżejsze narkotyki i nie tylko czerpie z nich budżetowe dochody (zupełnie jak nasze państwo z wszystkich alkoholi od nędznych bełtów po luksusowe łyskacze) ale również notuje spadki. I to po równi przestępczości i ponarkotycznych zgonów.
Ciekawe prawda?
Jarosław Szymoniak