Prokuratura w Trzebnicy oskarżyła dyrektora Zespołu Szkół o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków w okresie od 1 października 2016 do 10 czerwca 2017. Prokurator twierdzi, że Ryszard Lech, pełniąc funkcję dyrektora i nauczyciela języka polskiego, umyślnie poświadczył w dokumentach szkolnych nieprawdę, a ponadto polecił i wymusił na dwóch uczennicach złożenie podpisów poświadczających nieprawdę, że lekcje się odbyły, czym uzyskał z tego tytułu korzyść majątkową w wysokości 2.057 zł i 51 gr. Akt oskarżenia został skierowany do Sądu Rejonowego w Miliczu.
Zostały mi postawione dwa zarzuty – odpowiada Ryszard Lech – które, jak przyznał nieoficjalnie w rozmowie ze mną prokurator, są błahe, a cała sprawa powinna zakończyć się umorzeniem. Pierwszy z nich uznaje, że miałem nakłaniać słuchaczy LO dla dorosłych do niezgodnego z prawdą poświadczania ich obecności na zajęciach. Faktem jest, że nie ma żadnego powodu, dla którego nauczyciel musiałby zabiegać o podpisy uczniów, bo podstawą do wypłacenia nauczycielowi wynagrodzenia jest realizacja jednostki lekcyjnej, potwierdzona wpisem tematu w dzienniku lekcyjnym, a nie informacja o frekwencji. Co więcej, zarzut ten nie ma potwierdzenia w zebranych dowodach. Dysponuję oświadczeniami kilkorga byłych uczniów, że składali podpisy w dzienniku dobrowolnie, co więcej, same oskarżające mnie dwie uczennice też tego nie twierdzą. Jedna zeznaje przed prokuratorem: „Wracając do tych podpisów na kwestionariuszach obecności, to dyrektor nam nie groził czy wymuszał na nas te podpisy. Jednak tłumaczył, że wymagane jest 50 procent obecności na zajęciach oraz zaliczenie dwóch prac kontrolnych egzaminu pisemnego i ustnego”. I to jest akurat zgodne z prawdą. Dlaczego więc prokurator, wbrew zebranemu materiałowi, stawia mi taki zarzut?
Druga kwestia dotyczy tego, że w III i IV semestrze w tej klasie miały się nie odbywać zajęcia, przy czym skarżące mnie byłe uczennice nie są w stanie powiedzieć, w jakich dniach miało ich nie być ani w jakiej ilości rzekomo się nie odbyły. To oskarżenie formułują uczennice, które ukończyły IV semestr 10 czerwca 2017 r., przystąpiły do końcowego egzaminu pisemnego i ustnego, i go zdały (na co istnieje odpowiednia dokumentacja włącznie z pisanymi przez nie arkuszami egzaminacyjnymi), po czym po dwóch tygodniach złożyły na mnie skargę. Oczywiście wcześniej nie zgłaszały żadnych zastrzeżeń co do sposobu prowadzenia zajęć w trakcie semestru ani mnie, ani opiekunowi klasy. Przebieg zajęć z języka polskiego w IV semestrze w tej klasie jest prawidłowo udokumentowany odpowiednimi zapisami w dzienniku lekcyjnym.
O co więc w całej tej sprawie chodzi? Jestem osobą publiczną. W skardze pisanej do Kuratorium Oświaty dwie byłe uczennice powołują się na pochodzącego z Milicza posła Prawa i Sprawiedliwości, a jedna z nich kandydowała niedawno w wyborach samorządowych z listy tego ugrupowania. Prokuratura trzebnicka w tej sprawie milczała przez rok, natomiast uaktywniła się na miesiąc przed wyborami, a zarzuty postawiła mi jeszcze zanim zostałem przez nią wysłuchany. Jasne jest więc dla mnie to, że cała ta sprawa ma ewidentny podtekst polityczny. Wszystko to odbywa się w myśl zasady obrzucania błotem z nadzieją, że coś zawsze się przyklei. Na to nie będzie mojej zgody. Jestem w tej sprawie niewinny i udowodnię to przed niezawisłym sądem.
Poprosiliśmy o komentarz niezaangażowanego w tę sprawę adwokata Jakuba Gerusa, który po zapoznaniu się z dokumentami powiedział: ” Uważam, że w obecnym stanie oskarżenie oparte jest na bardzo wątłych podstawach dowodowych, mających wręcz charakter poszlak, a być może pomówień. Stawianie Ryszardowi Lechowi zarzutów z art. 231 par. 2 k.k. i 271 par. 1 i 3 k.k. nie ma wystarczającego uzasadnienia w materiale dowodowym, ocenianym z uwzględnieniem zasad logiki, doświadczenia życiowego i rozsądnego rozumowania. Ponadto przypisywanie Panu Lechowi w ramach tej kwalifikacji celu w postaci zamiaru uzyskania korzyści majątkowej jest moim zdaniem zupełnie nieadekwatne do okoliczności, które analizowałem.”
